Tropem Rysia już po raz drugi!
5 kwietnia o godzinie 19:00 pierwsza drużyna pod nazwą „MKB SEMPER HUMILIS” wyruszyła z hali widowiskowo-sportowej w Kątach Wrocławskich. Tym samym oficjalnie rozpoczął się „RYŚ” – Nocny Maraton z Przygodami dla Służb Mundurowych i ich Sympatyków.
To dopiero II edycja tej imprezy, a zgłosiły się aż 52 ekipy, zaś na starcie pojawiło się około 200 uczestników! Już na początku trzeba wyjaśnić istotną sprawę – „Ryś” to nie tylko bieg w terenie po zmroku. To wyzwanie, przygoda i pełna niespodzianek noc dla odważnych. O niezwykłości tego nocnego maratonu świadczy fakt, że przyjeżdżają tu mundurowi (i nie tylko!) dosłownie z całej Polski: Kołobrzegu, Barczewa (woj. warmińsko-mazurskie), Szczecina, Łodzi, Zabrza, Tarnowa, Zielonej Góry itd. Startuje także wielu z Dolnego Śląska, jak choćby reprezentanci z Wałbrzycha, Jeleniej Góry, Lubina, Głogowa czy Bolesławca. Od początku imprezy obecna jest także ekipa gospodarzy – GOKiS Kąty Wrocławskie. W porównaniu do pierwszej edycji, która miała miejsce w listopadzie 2013 roku, zarówno liczba uczestników, jak i drużyn wzrosła prawie dwukrotnie!
Oprócz idącej w górę frekwencji podniósł się również zdecydowanie poziom samych zawodów. Na „tropicieli rysia” czekały do pokonania misje, które wymagały ogromnego zaangażowania ze strony organizatorów. Jak sama nazwa wskazuje, mówimy tu przecież o „Nocnym Maratonie Z PRZYGODAMI”. A przygody naprawdę robiły wrażenie i wymagały od uczestników nie tylko sprawności fizycznej, ale także bystrości umysłu i zaradności. Zanim jednak szczegółowiej napiszemy o zadaniach, kilka podstawowych informacji, aby lepiej pojąć charakter całej imprezy.
Zespoły liczyły od 3 do 4 osób. Aby drużyna została oficjalnie sklasyfikowana, na metę musiało dotrzeć przynajmniej 3 zawodników. Za „straconego” członka ekipy doliczano 1 godzinę do czasu, który osiągał zespół. Karne minuty dokładano również za zgubienie karty startowej, którą uczestnicy otrzymywali na 3 minuty przed starem. Oprócz niej w pakiecie znajdowała się mapa okolicy z zaznaczonymi punktami, (które trzeba było zaliczać według przedstawionej kolejności!), długopisy, smycze, opaski na rękę dla każdego i kamizelki odblaskowe. Dwa ostatnie gadżety zawodnicy musieli mieć obowiązkowo na sobie do końca maratonu. Wypuszczanie zespołów odbywało się w sposób bardzo skrupulatny i widowiskowy. Drużyna na 180 sekund wyjściem otrzymywała pakiet, z którym musiała się szybko zapoznać. Po upływie 170 sekund następowało odliczanie od 10 i start.
Po wybiegnięciu danej ekipy, następna dostawała pakiet, także mając do dyspozycji 3 minuty. I w ten sposób pierwsi wyruszyli w trasę równo o 19, ostatni o 21:40. Nocni maratończycy musieli dotrzeć do 11 punktów z zadaniami, zaliczając przynajmniej dwa. Wśród nich jeden był ukryty. Aby poznać jego położenie, należało odczytać wskazówki, posługując się alfabetem Morse’a.
Przygotowane misje na pierwszy rzut oka wydają się nieco egzotyczne i… niespotykane.
Organizatorom bowiem zależało szczególnie na atrakcyjności przygód, które napotkają uczestnicy. Każda z nich miała swoją specyficzną i intrygującą nazwę. A więc po kolei.
Punkt A to „Mały step” – składanie radiostacji. Punkt B – „Rwący potok” – chodzi o rozwijanie i zwijanie węża strażackiego”. Punkt C, czyli „Babrzysko” polegał na dostarczeniu jajka z wyspy znajdującej się na środku rzeki oraz podciąganiu się i układaniu puzzli. Punkt D nazwano „Dzikim punktem” i tam trzeba było rozbroić bombę.
Punkt E to „Leśny wodospad” – kartel narkotykowy, odebranie narkotyków z laboratorium i dostarczenie ich do obsługi punktu, a także odczytanie wskazówki, posługując się alfabetem Morse’a.
Punkt F, „Pole nadziei” polegał na odnalezieniu łuski przy pomocy detektora. Punkt G to „Leśny zakątek”, w którym robiono pompki i zwijano sznurek z obciążeniem. Punkt H czyli „Rogatka w zagajniku”, zadanie polegające na reanimacji na manekinie.
Punkt I określono jako „Mała Sahara” – wioska arabska, przysiady, pompki, strzelanie do celu.
Punkt J – „Rzeczna przeprawa”, która oferowała zjazd na tyrolce.
I ostatni, ukryty punkt K znajdował się w wierzy ratuszowej. Należało odgadnąć za sprawą pomocniczych pytań tytuł wojennej produkcji filmowej, której fragmenty wyświetlane były podczas startu. Chodziło o film „Pluton”.
Jak widać, zawodnicy mieli bardzo urozmaicone misje do wykonania. Ci, którzy brali udział w pierwszej edycji, zgodnie stwierdzili, że tym razem zadania okazały się bardziej wymagające i efektowne. Komplet wyzwań zaliczyło 27 ekip i to między nimi rozstrzygnęło się zwycięstwo, ponieważ w grę wchodził naturalnie jeszcze czas całego maratonu. Wyróżniono drużyny w dwóch kategoriach: mundurowi i sympatycy (open). Co ciekawe, pierwsze miejsce wśród służb mundurowych zajęła Służba Więzienna z Kłodzka, czyli ekipa „MKB SEMPER HUMILIS”, która przecież wybiegła jako pierwsza w całej stawce. I jakby tego było mało, drużyna ta, także jako pierwsza, zgłosiła się do drugiej edycji! Zbieg okoliczności? Widocznie to przyniosło im dużo szczęścia. Najszybciej jednak całą trasę wraz ze wszystkimi zadaniami pokonali członkowie zespołu „A jak wygramy, to co nam dacie” i z czasem 6 godzin 46 minut zwyciężyli w kategorii open, wyprzedzając drugich aż o 35 minut. Ci wytrawni biegacze z Wrocławia i okolic pojawili się na mecie już o godzinie 1:34. Czekał na nich, tak jak na wszystkich uczestników, ciepły, pożywny posiłek.
Organizatorzy zadbali o nocleg, natryski, wspomniane „coś na ząb” po biegu, a także o śniadanie, które wzbudziło u wielu uczestników zachwyt. Takiej uczty bowiem nikt się chyba nie spodziewał. Można powiedzieć, że była ona na miarę tego nadludzkiego wysiłku, który kilka godzin wcześniej zawodnicy włożyli maraton. A przy stole na ranem oczywiście wymieniano pierwsze wrażenia, opinie i emocje. Dało się odczuć przede wszystkim satysfakcje i radość. Liczyła się oczywiście rywalizacja, ale pierwsze skrzypce grała tutaj jednak dobra zabawa, przygoda i chęć pokonywania własnych słabości. I chociaż wielu przybiegło przemoczonych, obolałych, brudnych oraz skrajnie wymęczonych – u każdego na twarzy rysowało się zadowolenie.
Chwilę przed południem przeprowadzono oficjalną dekorację. Rozdano pamiątkowe puchary, medale oraz atrakcyjne nagrody. To wszystko dzięki długiej liście sponsorów (około 40). Doszło nawet do dość komicznej, a zarazem niezwykłej sytuacji. Już tradycyjnie na koniec losowano numery startowe zawodników i szczęśliwcom wręczano upominki. Jednak w trakcie losowania organizatorzy nagle zorientowali się, że z powodu dużej liczby nagród mogą wręczyć je wszystkim uczestnikom! A więc żaden „tropiciel rysia” nie wyjechał z Kątów Wrocławskich z pustymi rękami.
Nocny Maraton z Przygodami dla Służb Mundurowych i ich Sympatyków można zaliczyć do imprez nietypowych. W nocy z 5 na 6 kwietnia wielu udowodniło sobie wiele. Po pierwsze, przekraczali granice własnej wytrzymałości – niektórzy przebiegli prawie 60 kilometrów. Po drugie, łamali stereotypy – wystartowała jedna drużyna składająca się z samych kobiet („Babski Puch Marny”), która, swoją drogą, zajęła wysokie 13 miejsce w kategorii open i ukończyła wszystkie zadania! Dalej, uczestnicy wykazywali się kreatywnością w wymyślaniu nazw swoich ekip – np. „Namaste”, czyli „Nietuzinkowy Atak Muminków, Afiszujących Się Tęgim Entuzjazmem”. Niesamowity okazuje się też fakt, jak wielka liczba „cywilów” wystartowała w tym maratonie, mimo, że przygotowano zadania pod tych mundurowych uczestników. Idąc dalej tym tropem, najlepiej przecież poszło właśnie drużynie „nie-mundurowych”!
Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. GOKiS Kąty Wrocławskie, Zakład Karny nr. 2 we Wrocławiu oraz Semper Parati Wratislavia powołały sztab ludzi, który z pasją oddał się tej imprezie. Momentami zmęczeni może równie mocno, co biegnący zawodnicy, ale odczuwający także równie wielką satysfakcję, co uczestnicy. Z tego, że kolejna edycja tej nietypowego wydarzenia przeszła do historii w sposób pozytywny. Myślę, że wielu może potwierdzić te słowa: „Ryś – Nocny Maraton z Przygodami dla Służb Mundurowych i ich Sympatyków” rozwija się z edycji na edycję. A choć zegar umieszczony na stronie internetowej, odliczający czas do kolejnej odsłony pokazuje jak na razie same zera, to sądzę, że można uchylić rąbka tajemnicy… Kolejny „Ryś” nadejdzie szybciej, niż się spodziewacie!
Maciej Rajfur