Bohaterowie reportażu Onetu wygrali przed sądem. „Ten wyrok pokazuje, jak dużą szkodę ponieśliśmy”
Funkcjonariusze służby więziennej i wykładowcy z Kalisza od lat alarmowali o nieprawidłowościach w działaniach ppłk. Marcina Strzelca – obecnie rektora-komendanta Wyższej Szkoły Kryminologii i Penitencjarystyki w Warszawie. W zamian za to zostali oddelegowani do odległych jednostek. Teraz sąd uznał to za „dyskryminację” i nakazał wypłacić im odszkodowania.
- Sąd stwierdził, że „żadna z odległych jednostek, do której skierowano funkcjonariuszy, nie wymagała skierowania do niej dodatkowych kadr w trybie nadzwyczajnym”
- „U podstaw ich delegacji leżała retorsja za to, że sygnalizowali (…) nieprawidłowości w służbie, jakich mieli się dopuszczać inni funkcjonariusze, w szczególności zaś Marcin Strzelec” – czytamy w uzasadnieniu
- „Ten wyrok pokazuje jak dużą szkodę ponieśliśmy w życiu rodzinnym i zawodowym, w związku z działaniami będącymi odwetem wobec nas” – mówi jeden z funkcjonariuszy
Konflikt pomiędzy czworgiem pracowników Centralnego Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej (COSSW) w Kaliszu a ówczesnym ważnym urzędnikiem tego ośrodka Marcinem Strzelcem szeroko opisaliśmy w artykule „Dziwne interesy prawej ręki Patryka Jakiego” w marcu 2019 r.
Od 2016 r. kpt. Tomasz N., kpt. Cezary M., mjr dr Robert P. i mjr Magdalena Ch. zgłaszali liczne nieprawidłowości, jakich miał się dopuścić Marcin Strzelec, ówczesny kierownik Zakładu Technologii Informatycznych i Edukacyjnych, a w późniejszym okresie wiceszef Służby Więziennej, zastępca Patryka Jakiego w zespole ds. zmiany naboru i szkolenia SW oraz rektor-komendant Wyższej Szkoły Kryminologii i Penitencjarystyki w Warszawie.
W kwietniu 2016 roku funkcjonariusze złożyli do prokuratury w Kaliszu doniesienie po możliwości popełnienia przestępstwa przez Strzelca. Dotyczyło ono „osiągania korzyści finansowych przy wykorzystaniu stanowiska służbowego” w związku z intratnymi zleceniami dla dwóch firm szkoleniowych. Później funkcjonariusze sygnalizowali kolejne nieprawidłowości, jakich miał dopuścić się Strzelec – chodzi m.in. o wykorzystywanie pracowników SW do działalności pozasłużbowej, korzystanie ze sprzętu i oprogramowania SW do prywatnych projektów, pobieranie nienależnych diet za podróże służbowe, mobbing (za który Strzelec musiał przepraszać jedną z pracowniczek), a nawet molestowanie seksualne.
Szefostwu Służby Więziennej od początku nie podobały się zgłoszenia nieprawidłowości wobec wysokiego funkcjonariusza. Już w kwietniu 2016 r. podczas wizyty w Kaliszu, jak wspominają funkcjonariusze, gen. Kitliński miał grozić: „Jeżeli się nie uspokoi, będę zmuszony sięgnąć do rozwiązań siłowych (…) Macie dzieci, rodziny, kredyty”.
W październiku 2017 r. szef uczelni w Kaliszu ppłk. Ryszard Czapracki wezwał do siebie krnąbrnych funkcjonariuszy i oddelegował ich do odległych jednostek w kraju. Zostali o tym poinformowani w piątek, a w nowych jednostkach mieli stawić się już w poniedziałek. Tomasz N. został oddelegowany do jednostki oddalonej o 133 km od Kalisza, Cezary M. – 235 km, Magdalena Ch. – 339 km, Robert P. – 348 km.
Wszyscy funkcjonariusze próbowali odwołać się od rozkazu u gen. Kitlińskiego ze względu na skomplikowaną sytuację rodzinną. Jeden z nich ma ciężko chorego syna, inny ma pod opieką zniedołężniałego ojca. Gen. Kitliński odrzucił wszystkie wnioski, uzasadniając swą decyzję „ważnym interesem służby”.
Wszyscy pracownicy wystąpili do sądu przeciwko Centralnemu Zarządowi Służby Więziennej oraz COSSW z żądaniem ustalenia, że w Służbie Więziennej stosowano wobec nich dyskryminację. W wyroku z lipca Sąd Okręgowy w Kaliszu uznał racje funkcjonariuszy.
Sąd wyraźnie podkreślił, że „u podstaw ich delegacji leżała retorsja za to, że sygnalizowali – również na zewnątrz, z pozycji członków związku zawodowego, nieprawidłowości w służbie, jakich mieli się dopuszczać inni funkcjonariusze, w szczególności zaś Marcin Strzelec”. Takie zachowanie sąd uznał za „dyskryminację”.
– Wyrok Sądu Okręgowego w Kaliszu wykazał między innymi jak dużą szkodę ponieśliśmy w życiu rodzinnym i zawodowym, w związku z działaniami będącymi odwetem wobec nas. Od 13 października 2017 r. żyjemy w ciągłej niepewności o sytuację zawodową, co przekłada się negatywnie na nasza sytuację osobistą – powiedział w rozmowie z Onetem Cezary M., jeden z funkcjonariuszy, którzy wygrali przed sądem.
– Sytuacja zawodowa i atmosfera panująca wokół mojej osoby spowodowała pogorszenie mojego stanu zdrowia. Komisja lekarska przyznała mi trzecią grupę inwalidzką i niezdolność do służby. Zostałem więc przymuszony do odejścia ze służby, wcześniej niż zamierzałem – dodał z kolei inny funkcjonariusz, Robert P.